„To nie jest umierająca gra”. Rozmowa z kapitanem reprezentacji Polski w Dota 2

Dziś o 20:00 pierwszy mecz Narodowej Drużyny Esportu w Dota 2 w ramach kwalifikacji IESF European Esports Championship 2025. Polacy zmierzą się z reprezentacją Irlandii. Tuż przed startem rozgrywek porozmawialiśmy z kapitanem polskiego zespołu: Piotrem „Ciptokiem” Fudalim.

Zacznę od Waszej drużyny – gracie jako Bociarnia. Gracie razem od dawna, czy to taka mieszanka złożona specjalnie na kwalifikacje do NDE?

Ogólnie Bociarnia powstała z połączenia dwóch drużyn. Ta fuzja wydarzyła się mniej więcej rok temu, chyba po pierwszych kwalifikacjach do kadry narodowej. Wtedy zajęliśmy 3. albo 4. miejsce i zdecydowaliśmy się połączyć siły – tak powstała Bociarnia. Gramy razem od roku.

Już się widzieliśmy na żywo, zorganizowaliśmy nawet swój amatorski bootcamp w Łodzi. Ostatnio byliśmy na turnieju w Warszawie, a teraz zakwalifikowaliśmy się na turniej w Brnie, w Czechach. Fajna ekipa, trzymamy się razem – nienawidzimy się i lubimy jednocześnie, jak to w drużynie.

Na początku to nie Wy mieliście reprezentować Polskę, tylko Team Poland. Jak zareagowaliście na nagłą zmianę planów? Z pewnością zaskoczenie – ale bardziej ekscytacja czy stres?

Ogólnie z tego miejsca chcielibyśmy jako Bociarnia, jako nowy Team Poland, podziękować chłopakom za danie nam szansy, bo tak jak mówisz, przegraliśmy w kwalifikacjach w finale 3-1, więc fajnie, że w sytuacji, kiedy niestety pojawiły się problemy, zwrócili się do nas. Bardzo im dziękujemy.

Byliśmy bardzo zadowoleni – nie wystraszyliśmy się. Jasne, zaskoczyło nas to, nie spodziewaliśmy się. Myśleliśmy, że Team Poland po prostu zagra. Chcieliśmy im kibicować, trzymać za nich kciuki.

Kiedy jednak okazało się, że nie mogą grać i oddali nam slot, to ucieszyliśmy się. Każdy z nas bardzo chciał reprezentować Polskę, już w trakcie kwalifikacji. Przegraliśmy wtedy finał, ale jakoś się udało.

Teraz chcemy nie zawieść ani kolegów, ani kibiców. Trenujemy, spotykamy się, rozmawiamy, analizujemy – przygotowujemy się jak najlepiej. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Macie już za sobą dwa mecze rozgrzewkowe. Jak oceniacie dotąd formę drużyny i poziom przeciwników?

Myślę, że całkiem dobrze. Wiadomo, że nadal się zgrywamy, mimo że gramy razem od dawna. W tych dwóch sparingach graliśmy też ze zmiennikiem, więc nie byliśmy w optymalnym składzie. To był pierwszy raz, kiedy zagraliśmy w takim zestawieniu, więc wiadomo – trochę się docieramy.

Gramy też przeciwko reprezentacjom, których wcześniej zupełnie nie znaliśmy. Do tej pory kojarzyliśmy naszych przeciwników, a teraz trafiamy na totalnych „randomów”, więc próbujemy się odnaleźć. Testujemy nowe drafty, nowych bohaterów – mamy swoje „comfort picki” i sprawdzone taktyki, ale chcemy też trochę pokombinować, dodać coś świeżego.

Graliśmy sparing z drużyną z naszej grupy – Chorwacją. Przegraliśmy 1:0, ale to była rozgrzewka i czuliśmy, że to nie jest zespół jakoś znacząco lepszy. Uważamy, że są do ogrania. Ogólnie znamy mniej więcej naszych rywali w grupie – dwie drużyny oceniamy jako słabsze od nas, jedna jest na podobnym poziomie, a jedna – Turcja – wygląda najmocniej.

Ale to nie znaczy, że z góry zakładamy porażkę. Z każdym walczymy. Nasz minimalny cel to awans do fazy play-off, czyli zajęcie co najmniej 3. miejsca w grupie – do tego dążymy.

Po waszym meczu finałowym na kanale Dota2 Polska był wywiad z Zaopem, który powiedział, że graliście głównie defensywnie, nie wychodząc z inicjatywą. Jak to oceniasz – była to taktyka, przypadek, czy w ogóle się z tym nie zgadzasz?

Nie zgadzam się z tym. Szczerze mówiąc, nie pamiętam dokładnie tych meczów, ale ogólnie rzecz biorąc, to nie jest nasz styl gry. Czasem próbujemy tak grać, ale nie mamy jednej, ściśle określonej taktyki. Uważam, że jesteśmy drużyną o zmiennym stylu – często dostosowujemy się do przeciwnika.

Zdarza się, że mamy pewne założenia na początek gry i rzeczywiście wtedy gramy bardziej zachowawczo – skupiamy się na zdobywaniu złota na mapie, nazwijmy to „ekonomiczną grą”. Ale są też sytuacje, kiedy preferujemy agresywną Dotę, kontrolujemy mapę, szukamy przeciwnika.

W przypadku Team Poland, z którym graliśmy już wiele razy, to zwykle my wychodziliśmy z inicjatywą, a oni grali bardziej defensywnie. Trzeba jednak przyznać, że w tych kwalifikacjach grali z Ekkim – znanym w świecie Doty profesjonalnym graczem. On naprawdę zrobił różnicę – poruszał się po mapie z wyczuciem, którego nie da się nauczyć w miesiąc. To mogło sprawiać wrażenie, że my jesteśmy „zamknięci”, bo po prostu czuliśmy różnicę w poziomie.

Przejdźmy teraz do pytania: dlaczego akurat Dota? Jest też przecież League of Legends, dużo bardziej popularny – zwłaszcza w Polsce. Dota wydaje się jakby… trochę w odwrocie.

Jestem już trochę, nazwijmy to, emerytem dotowym, dziś kończę 32 lata. Grałem w gry jeszcze w czasach, gdy nie było ani Doty 2, ani LoL-a. Ale lubiłem gry strategiczne, więc grałem też w Starcraft, Warcrafta, a później Dotę 1. Kiedy pojawiła się beta Doty 2, pomyślałem: „Skoro grałem w jedynkę, to spróbuję w dwójkę”. I tak zostało.

Czyli sentyment. A próbowałeś swoich sił w LoL-u?

Próbowałem, ale to nie gra dla mnie. Różnice są spore.

Jakie konkretnie? Bo na pierwszy rzut oka zasady są podobne.

Zasady tak, ale moim zdaniem Dota jest bardziej rozbudowana – głównie pod względem macro. Trzeba myśleć o mapie, kontrolować objectivy, analizować więcej aspektów jednocześnie. Dodatkowo mechanicznie też jest bardziej skomplikowana – więcej interakcji, możliwości, mikrodetali.

LoL wydaje się bardziej dynamiczny, szybszy, bardziej „APM-owy” – czyli skupia się na klikaniu i reagowaniu w teamfightach. Dota natomiast wymaga lepszego pozycjonowania, przewidywania ruchów przeciwnika. Mnie to bardziej odpowiada.

No i LoL był dla mnie za szybki, zbyt „cukierkowy” – stylistyka, muzyka, grafika. Mnie to odrzucało.

Jest takie przeświadczenie, że gracze Doty zawsze twierdzą, że ich gra jest trudniejsza.

Tak, to taka odwieczna wojna. Jak z whisky z colą – niby nie wypada, ale każdy pije jak chce. Tak samo z grami – komuś bardziej pasuje LoL? Super. Komuś Dota? Również.

A dlaczego twoim zdaniem LoL stał się bardziej popularny, szczególnie w Polsce?

To zależy od regionu. W Polsce faktycznie Dota nigdy nie zdobyła takiej popularności jak LoL. Ale jak spojrzymy na wschód – Ukraina, Rosja, Białoruś – tam rządzi Dota.

W Azji też – zwłaszcza w południowo-wschodniej, czyli Malezja, Filipiny – tam Dota jest mega popularna. W Chinach też kiedyś była ogromna scena Doty, chociaż ostatnio trochę to przygasło przez restrykcje wiekowe. Młodsi gracze mogą tam grać tylko po dwie godziny dziennie, więc to się odbiło na scenie esportowej. 

Peru, Brazylia – tam Dota ma się świetnie. Więc jeśli pytasz, czy Dota globalnie jest większa niż LoL, to zależy od regionu. W tych miejscach, które wymieniłem, zdecydowanie tak. Ale w Polsce – odwrotnie. Tu dominuje LoL i Counter-Strike.

Dlaczego tak się stało? Przez słabszą scenę esportową?

Myślę, że tak. W Polsce CS miał mocne wejście – pamiętam jeszcze złotą piątkę z Neo, TaZ-em i innymi. To napędziło całą scenę.

LoL też miał dobre wejście. Było dużo turniejów, ligi akademickie, Polska Liga Esportowa – to wszystko się kręciło. A w przypadku Doty… po prostu nikt się tym nie zainteresował. Nikt tego nie promował.

Mamy jednego zawodnika – Nishę – który jest absolutnym topem światowym, wygrał ostatnie TI. Ale mimo to, nowych graczy nie przybywa. To ciągle to samo, niewielkie community. Fajne, ale niszowe. Ostatnio mieliśmy turniej w Warszawie – przyszło z 50–60 osób. Mało, ale to nasza stała ekipa.

 Z perspektywy osoby nieszczególnie związanej z Dotą, mam wrażenie, że LoL przede wszystkim bardziej przebija się medialnie. Cinematiki, kampanie, „Arcane”…

I masz rację. LoL pod względem marketingu i contentu wygrywa z Dotą totalnie. Riot robi świetną robotę – trailery, eventy, promocje.

Dota nigdy nie poszła w tym kierunku. My też mieliśmy swój serial – anime, trzy sezony, nawet całkiem fajne – ale to nie miało takiego zasięgu jak „Arcane”.

Valve nigdy nie dbało o promocję tak, jak Riot. A młodsi gracze bardziej ciągną do tego, co jest bardziej „cool”, błyszczące, dostępne. 

Czyli Dota 2 ma już w Polsce marne szanse na przebicie się?

Myślę, że tak. LoL jest już zbyt mocno zakorzeniony. Musiałby się zdarzyć jakiś cud – nowa wersja Doty, jakiś serial, coś viralowego. Ale nie sądzę.

Dota miała swój „prime”, szczególnie w czasach, kiedy wprowadziła Battle Pass, kiedy w turniejach wrzuciła ponad 40 milionów dolarów w puli. Wtedy hype był ogromny. Ale od kiedy Valve zaczęło skupiać się na innych grach – jak CS 2 czy Deadlock – Dota dostała mniej uwagi. Dziś aktualizacje są rzadziej, raz do roku większy update, czasem jakiś event… Kiedyś było tego więcej.

Ale mówisz, że gra wciąż żyje?

Tak. To nie jest umierająca gra. Teraz gra ok. 500–600 tysięcy ludzi dziennie. To sporo. Jasne, to mniej niż kiedyś – obecnie wróciliśmy do poziomu z 2013 roku – ale nadal to ogromna społeczność. I to działa falami. Zawsze przed The International wychodzi patch, nowy event – i liczba graczy skacze znowu do miliona.

A w Polsce? Myślę, że mamy fajne community. Turniej w Warszawie wyszedł super, sponsorzy zadowoleni. Więc może to pójdzie dalej. Bo jak są turnieje – są też gracze. I to daje nadzieję.

Najbliższe oficjalne rozgrywki już 16 maja. Jak idą przygotowania? Na co najbardziej zwracacie uwagę – ćwiczycie taktykę, komunikację, zgranie?

Głównie skupiamy się na komunikacji, bo czujemy, że tu mamy największe pole do poprawy. Czasami w najważniejszych momentach gry trochę nam to kuleje – zauważyliśmy to już wcześniej.

Ogólnie przygotowujemy się konkretnie pod dany dzień i przeciwnika. Gramy sparingi, a potem robimy analizę – oglądamy powtórki i zastanawiamy się, co można było zrobić lepiej.

Spotykacie się codziennie?

Różnie, ale w okresie przedturniejowym staramy się trenować codziennie. Jak kogoś nie ma, to korzystamy z pomocy naszego trenera i rezerwowego – dziękujemy, Jacob i Boski. Na przykład, jeśli mnie jutro nie będzie, to któryś z nich mnie zastąpi i normalnie gramy, trenujemy dalej.

A jak nastroje w drużynie przed kwalifikacjami?

Dobre, naprawdę dobre. Nakręca nas to, że wierzymy w swój potencjał. Wiemy, że jesteśmy w stanie osiągnąć dobry wynik i pojechać do Kosowa. I to nie będzie żadna niespodzianka – po prostu znamy swoją wartość, znamy swoją siłę i wiemy, że możemy pokonać drużyny, które staną na naszej drodze. To nas motywuje.

W takim razie trzymam kciuki i gratuluję miejsca w reprezentacji! Dzięki bardzo za rozmowę.

Dziękuję bardzo. Pozdrawiam na sam koniec wszystkich kibiców i wszystkie osoby, które śledzą media społecznościowe Narodowej Drużyny Esportu!

rozmowę przeprowadziła Zuzanna Cieleszyńska

przeczytaj
również:

  • Wszystkie wpisy
  • Edukacja
  • Esport
  • NDE
  • Władze