Po udanym występie reprezentantów Narodowej Drużyny Esportu na zeszłorocznych Esportowych Mistrzostwach Świata IESF, polskie community ponownie będzie miało za kogo trzymać kciuki na globalnej scenie. To za sprawą Maćka “Why” Stegienko, który w świetnym stylu zwyciężył europejskie kwalifikacje w Tekken 7 do tegorocznych mistrzostw w izraelskim Ejlat.
Sukces nie przyszedł jednak łatwo – najpierw 20-latek musiał pokonać zeszłorocznego zwycięzcę polskich kwalifikacji, a następnie poradzić sobie z silną konkurencją w turnieju regionalnym. To rozwiązanie debiutujące w tym roku, wprowadzone przez International Esports Federation celem zmniejszenia liczby zawodników na światowych finach ze względu na obostrzenia w związku z COVID-19. W przypadku Why’a kluczowe było zajęcie lokaty w najlepszej piątce rozgrywek, co gwarantowało przepustkę do Ejlat dla graczy z Europy.
Rok temu, na Poznań Game Arena, przegrałeś z FRIZENem w finale kwalifikacji do Narodowej Drużyny Esportu i to on poleciał na Esportowe Mistrzostwa Świata do Seulu. Zanim zrewanżowałeś się w tegorocznych rozgrywkach, co zmieniło się w twoim podejściu do gry przez ten okres?
Podczas zeszłorocznych kwalifikacji do mistrzostw świata zdałem sobie sprawę, że moim największym przeciwnikiem są nerwy. Gram na arcade sticku i w trakcie meczu z FRIZENem spadła mi gałka z kontrolera. Gdy ją podniosłem i próbowałem wkręcić z powrotem na miejsce, nie byłem w stanie, bo tak mi się trzęsły ręce. Zacząłem kombinować na wszelkie możliwe sposoby i w końcu udało mi się zapanować nad nerwami.
W międzyczasie, przed obostrzeniami COVIDowymi, jeździłem na różne turnieje i czasem udało mi się nawet wygrać. Ostatnio jestem opanowany i spokojny, co daje mi przewagę.
Jak pandemia COVID-19 wpłynęła na twój rozwój?
Studiuję informatyczne techniki zarządzania w Warszawie, a w normalnej rzeczywistości na zajęcia codziennie dojeżdżałem z Żyrardowa. Transportem publicznym zabierało to mnóstwo czasu. Jeszcze biorąc pod uwagę, że zajęcia często były do wieczora, wychodziłem z domu o 8, a wracałem o 22. Nie miałem już nawet siły ani chęci do grania i byłem dość zaniedbany pod kątem fizycznym.
Teraz, przy nauce zdalnej, czasu i motywacji jest więcej. Zacząłem też sporo ćwiczyć w porównaniu do poprzednich lat – jeżdżę na rowerku treningowym i o wiele bardziej dbam o jakość tego, co jem.
Szkoda tylko, że przez COVID-19 nie odbyły się zagraniczne turnieje. Rok temu wygrałem V4 Future Sports Festival w Budapeszcie, a był to mój pierwszy dalszy wyjazd. Z racji, że zgarnąłem tam sporo pieniędzy, chciałem zacząć podróżować za granicę i pokazać tam polski pazur, ale no niestety… (śmiech)
Odbyły się za to krajowe kwalifikacje na Esportowe Mistrzostwa Świata IESF 2020. Przebrnąłeś przez nie bez większych problemów, a w finale ponownie zmierzyłeś się z FRIZENem. Jak wspominasz ten rewanż, biorąc pod uwagę, że on awansował z drabinki przegranych, więc miałeś w zanadrzu jedno “życie” więcej?
Już przed rokiem byłem gotowy na starcie z postacią FRIZENa, czyli Stevem, ale tym razem wiedziałem, że muszę wymasterować ten matchup do perfekcji. Zacząłem dużo grać Stevem – to pozwoliło mi poznać schematy taktyczne, w jakich sytuacjach warto zaryzykować i tak dalej.
Co do finału – zawsze staram się cały czas grać solidnie i nie podejmować głupich decyzji, nawet mając na uwadze, że mam drugą szansę. W głowie miałem tylko cel – wygrać turniej.
Ostatecznie udało ci się wywalczyć miano reprezentanta Narodowej Drużyny Esportu w regionalnych kwalifikacjach na finały w Izraelu. Jak przygotowywałeś się na te rozgrywki?
Moje przygotowania to głównie samo granie w Tekkena – poświęcam na to sporo czasu. W grupie miałem reprezentanta Belgii, PikaHa, i wiedziałem, że to mocny zawodnik. Gra Geesem, więc żeby odświeżyć sobie tę postać, sam grałem nią przez tydzień przed turniejem. Kiedyś nawet wygrałem Geesem jedne zawody, ale po dłuższym czasie zapomina się wielu rzeczy, więc warto ponownie ogrywać daną postać, żeby lepiej się przygotować. W tym przypadku polegałem na wiedzy i trybie treningowym w Tekkenie.
Zaniepokoiła mnie obecność Stroga – gracza z Rosji, którego nie znał chyba nikt, poza lokalnym community. Bardzo mocni gracze, których typowałem na zwycięzców rosyjskich kwalifikacji, pisali mi, że nie było szans, żeby go pokonać. Byłem trochę w szoku, tym bardziej, że podczas treningów przegrał z nim także FRIZEN, a oni grają tą samą postacią.
Wiedziałem też, że zagram z Emperorem ze Szwecji. Gra Gigasem, a w Polsce mamy świetnych operatorów tej postaci, z którymi trenowałem, takich jak Pychu i StinkyLama.
Znałem gracza z Izraela, którego się nie obawiałem, ale w jego przypadku był problem z jakością połączenia, wynikającą z odległości jego kraju. Nie kojarzyłem zbytnio gracza z Gruzji, ale ostatecznie nie pokazał zbyt wiele.
Koniec końców okazało się, że wasza grupa była “grupą śmierci” – awansujący z niej zawodnicy zajęli miejsca na podium całych kwalifikacji.
Nie było łatwo, zwłaszcza ze Strogiem i PikaHem. Obaj mnie pokonali, ale udało mi się awansować z trzeciego miejsca dzięki bezpośredniemu zwycięstwu nad Szwedem, który miał taki sam bilans zwycięstw i porażek co ja.
Miałeś przed sobą dwa mecze w fazie pucharowej dzielące cię od przepustki na światowe finały. Jakie emocje towarzyszyły ci na tym etapie?
Tak naprawdę całe ciśnienie ze mnie zeszło, gdy wyszedłem z grupy. Wtedy poczułem, że będzie dobrze.
Byłem pewny siebie, zwłaszcza że Zaza (reprezentant Austrii, przeciwnik Why’a w ćwierćfinale – meczu o pewny awans na światowe finały – przyp. red.) ma bardzo zły bilans spotkań z polskimi graczami. Jest ceniony na europejskiej scenie i to nie bez powodu, ale gdy przychodzi mu rywalizować z nami, zwykle zawodzi. Skoro znajomi z naszego community dali radę, wiedziałem, że jako reprezentant kraju nie mogę teraz przegrać!
Pierwsza gra wyglądała dość niepokojąco, ale w drugiej już wiedziałem, co mam robić.
Przypomnijmy, że wygrałeś ten mecz rundą bez straty ani jednego punktu życia, z przytupem zgarniając bilet do Izraela. Kolejny mecze były już tylko o turniejowe rozstawienie, więc prawdopodobnie czułeś jeszcze większy luz.
Tak było, a w dodatku pokonałem obu zawodników, którzy jako jedyni wygrali ze mną wcześniej w trakcie turnieju. Najpierw 3:2 ze Strogiem w półfinale, później 3:2 z PikaHem w finale i udało się zgarnąć pierwsze miejsce.
Prawdziwy specjalista do spraw rewanżów. W kontekście turnieju w Ejlat, czujesz na sobie presję ze względu na pierwsze miejsce w kwalifikacjach?
Niezbyt – ci najlepsi prawdopodobnie nawet mnie nie kojarzą. Wydaje mi się, że gracze z Ameryki i Azji nie będą zbytnio brali Europy pod uwagę. Pewnie sprawdzą tylko, czy awansował Jopelix (reprezentant Finlandii, awansował z 4. lokaty – przyp. red.), bo on zawsze dobrze radził sobie na mistrzostwach IESF.
Zobaczymy jak będzie wyglądało turniejowe rozstawienie – jako że wygrałem turniej europejski, mam nadzieję uniknąć Koreańczyków czy Japończyków w pierwszej rundzie. Bardziej przewidywałbym, że trafię na kogoś z Afryki, jako że ten region zwykle notował słabsze wyniki.
Przed rokiem reprezentant Narodowej Drużyny Esportu, FRIZEN, dotarł do ćwierćfinału mistrzostw. Jak ty widzisz swoje szanse w starciu ze światową czołówką?
Uważam, że jestem w dobrej formie, a mój styl gry jest dość specyficzny. Postaram się zaskoczyć graczy z mocniejszych regionów, tym bardziej, że nigdy z nimi nie grałem. To będzie dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie.
Polskie community nieraz zarzucało mi zbyt duże mniemanie o sobie i może mają rację, bo nie będę ukrywał – nie jadę tam po TOP8, tylko żeby wszystkich rozwalić! (śmiech)
***
12. Esportowe Mistrzostwa Świata IESF przeniesiono na orientacyjną datę 14-20 lutego 2021 roku. O awans na finały walczy także reprezentant NDE w PES 2021, Mikołaj “Ostrybuch” Ziętek. Wynik jego starań poznamy 14 listopada.