Podczas natłoku treningów udało nam się porozmawiać z Filipem “NEO” Kubskim. Człon HONORIS opowiedział nam o obecnej formie drużyny i o wewnętrznych nastrojach w ekipie. Czy według niego są w stanie wygrać Puchar NDE? Forma jest, ale Filip wymaga jedynie… spokoju.
– Turniej o Puchar Narodowej Drużyny Esportu zbliża się wielkimi krokami. Jak wyglądały Wasze przygotowania do tego wydarzenia?
– Według mnie drużynowo trafiliśmy w idealny moment na turniej LAN-owy. W końcu czujemy, że wszystko wygląda tak, jak powinno. Mówiąc kolokwialnie “docieramy się” wewnątrz zespołu i coraz bardziej siebie rozumiemy. Często powtarzam, że budowanie drużyny wymaga czasu, zwłaszcza gdy składa się ona z różnych osobowości i charakterów. Ten czas nam sprzyja, ponieważ teraz wspólnie idziemy w jednym kierunku. Z Wiktorem jesteśmy nauczeni raczej naprawiania błędów, niżeli wprowadzania drastycznych zmian w ekipie. Wiem, że obecny line-up jest najbardziej dopracowanym i docelowym. Nastroje są pozytywne, a to przecież jeden z najważniejszych aspektów.
– Udało się nam porozmawiać z Tobą w przerwie między treningami. Czy teraz przygotowujecie się pod te zawody?
– Na obecną chwilę mamy wiele rozgrywek, w których bierzemy czynnie udział. Gramy w tym samym czasie trzy ligi, dochodzą do tego różne kwalifikacje. Ciężko w takiej sytuacji przygotowywać się specjalnie pod jeden turniej. Jest to niemały problem graczy CS-a, ponieważ oprócz częstego grania trzeba również znaleźć czas na treningi. Zdarza się, że oficjalny mecz rozgrywamy o godzinie 23:00. Nie można przez to zacząć dnia o godzinie 11:00 i przez jego cały przebieg siedzieć przed komputerem. Musimy wtedy odpowiednio dostosowywać rytm doby do naszego terminarza. Niektórzy z nadmiaru spotkań rezygnują z treningu na rzecz przedmeczowej rozgrzewki. To wszystko wymaga dobrych umiejętności planowania, aby zbalansować liczbę ćwiczeń do liczby oficjalnych rozgrywek.
– Mieliśmy przygotowane pytanie dotyczące Waszej fizycznej i psychicznej “świeżości” na ten turniej, ale już chyba mamy co do tego odpowiedź.
– Tak, w tym przypadku będziemy jednak bardzo rozpędzeni. Obyśmy tylko nie stracili kontroli nad pojazdem (śmiech).
– Mimo wszystko spora część graczy wyczekiwała turnieju offline. Czy wy również?
– Oprócz finałów Polskiej Ligi Esportowej i jednego turnieju 2v2 są to nasze pierwsze rozgrywki LAN-owe od blisko dwóch lat. Dla Sebastiana “fr3nda” Kuśmierza będzie to chyba pierwszy, większy LAN. Wcześniej całym składem widywaliśmy się na bootcampie oraz podczas różnych spraw organizacyjnych. Wspólnie spędzamy jednak wiele godzin online, więc czujemy się już ze sobą komfortowo.
– Jako HONORIS mieliście niezbyt ciekawy początek. Wielu uważało, że wasza ponowna wspólna gra z TaZem nie ma sensu. Do tego mówiono, że mieszanka doświadczenia z młodymi graczami się nie uda. Wy dziś, po półtora roku, jesteście na fali wznoszącej – gracie w najlepszych ligach, macie możliwość wystąpienia w prestiżowych rozgrywkach. Czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć tym wszystkim, którzy mówili o was źle?
– Nie mam konkretnego przekazu, ponieważ sam wiem, że nie zdobyliśmy jeszcze szczytów. Już nie raczkujemy po scenie, ale umiemy się po niej poruszać w miarę stabilnie. Na miejscu tych osób zwyczajnie bym “wyluzował” – to, czy ktoś powinien kończyć karierę i przestać grać w CS-a, jest bardzo indywidualną sprawą. Jeśli gra sprawia mi przyjemność, będę to robić dalej. Mogę podczas tego rozwijać młodszych zawodników i kształtować polskiego “Kantera”. Myślę, że wykonujemy dobrą pracę, mając przy tym super zabawę – czasem większą, a czasem mniejszą. To nie jest etap mojej kariery, w którym zwracam uwagę na takie komentarze w sieci, a co dopiero odpowiadam. Ostatecznie najlepszym argumentem jest pokazanie skilla na serwerze.
– Wspomniałeś o rozwoju młodych zawodników. Wiele organizacji coraz częściej sięga po to rozwiązanie. Jako HONORIS również postanowiliście to zrobić i chyba wyszło to Wam na dobre?
– Granie na wysokim poziomie w CS-a wymaga doświadczenia, które zdobywa się z czasem. Często mówię, że trzeba “przegrać swoje mecze”, żeby wyzbyć się błędów, przez które poniosło się porażkę. To wszystko wymaga ciężkiej pracy. Młodzi zawodnicy muszą również dorosnąć do swoich ról. Mamy wielu utalentowanych graczy na polskiej scenie, ale w drużynie CS-a potrzeba różnych graczy, aby funkcjonowała ona najlepiej. Nie można skomponować ekipy z pięciu gwiazd, które mają swoje wymagania i nie poświęcają się grze. W “Kanterze” każdy z zespołu musi potrafić wiele rzeczy – rzucić granat, wyjść po flashu, zrefragować i wykonać pierwszą eliminację. Do tego dochodzą cechy charakteru, poziom umiejętności i doświadczenia. U nas mamy świetny balans: dwóch “wyjadaczy”, dwóch niesamowicie strzelających “małolatów” i jeden wypośrodkowany. To jest piękno tej gry.
– Czyli CS-owe PSG nie ma racji bytu?
– Być może taki projekt by się udał, ale po dłuższym czasie zauważono by, że gra wymaga koordynacji. Drużyny typu FaZe, w której miałem przyjemność występować, posiadają w składzie zawodników z różnych krajów, o różnych charakterach. Przez to jest im trochę trudniej funkcjonować – porównując je do ekip, które posługują się jednym językiem i “nadają na tych samych falach”. W FaZe byli gracze ze Skandynawii i z Bałkanów, gdzie panuje całkowicie różnorodna mentalność. To również przekłada się na samą grę oraz podejście do niej. Super Team ma rację bytu, ale trzeba w nim odpowiednio ułożyć role zawodników. Pięciu “agresorów” z pewnością nie przetrwałoby swojej próby.
– W poprzednim wywiadzie pytaliśmy o to Furlana, teraz czas na Ciebie. Czy pamiętasz turniej The World Championships 2015, kiedy grałeś jeszcze w Virtus Pro? Byłeś wtedy kapitanem reprezentacji i powoływałeś graczy do narodowej kadry. Turniej o Puchar Narodowej Drużyny Esportu również trochę nawiązuje do CS-owej reprezentacji Polski, ponieważ wygrana ekipa jedzie reprezentować nas w rozgrywkach w Budapeszcie.
– Tak, pamiętam. Bardzo lubiłem te edycje. Zawsze byłem fanem tego typu turniejów. Zupełnie czym innym jest granie dla swojego klubu, a reprezentowanie swojego kraju. Uczestnicząc w przeszłości w turniejach typu ESWC i WCG odczuwałem większy prestiż. Aby pojechać na te rozgrywki musieliśmy przejść przez kwalifikacje krajowe, to była dla nas dodatkowa motywacja. Wtedy od 2003 roku, kiedy pojechałem do Korei na moje pierwsze zawody poza Europą, do 2011 wygrywaliśmy wraz z zespołem polskie eliminacje i jeździliśmy reprezentować nasz kraj na esportowej olimpiadzie. Dla mnie miało to ogromne znaczenie i do tej pory brakuje mi takich występów. Bardzo się cieszę, że jest teraz okazja, by choć trochę poczuć ten sam klimat. Wisła ma już zagwarantowane miejsce podczas V4 w Budapeszcie, co dodaje fajnego czynnika. Często drużyny z tych samych krajów mogą na wyjazdach trzymać się razem. Znika wtedy również rywalizacja, zawiera się między nimi mała koalicja, co jest przyjemnym akcentem.
– Czego zatem Wam życzyć na turnieju w Chorzowie?
– Przede wszystkim spokoju podczas meczów. Musimy być sobą i grać swoją grę. Gdy nie będziemy ulegać presji, to jesteśmy w stanie wygrać cały event.