FRIZEN: Plan minimum na Seul to dojście do TOP 8, bardzo zadowolony byłbym z osiągnięcia podium

W kadrze Polski na 11. Esportowych Mistrzostwach Świata IESF w Seulu znajdzie się nie tylko Michał “MisiekLFC” Petrus. W stolicy Korei Południowej zaprezentuje się także Adrian “FRIZEN” Szydłowski, który dołączył do Narodowej Drużyny Esportu dzięki wygranej w kwalifikacjach Tekken 7. Co ciekawe, dla 26-latka z Wrocławia nie będzie to pierwszy występ w kraju uznawanym za kolebkę esportu.

Istnieje stereotyp, że aby wygrywać w Tekkena wystarczy „napieprzać w losowe przyciski”. Jak to wygląda z perspektywy doświadczonego zawodnika?

Tekken jest o tyle fajny, że nawet wciskając byle co może wyjść akcja, która dobrze wygląda. W takim Street Fighterze na przykład nic wtedy nie wyjdzie, najwyżej pojedyncze ciosy, które niewiele dają. W przypadku Tekkena łatwiej przyciąga to nowych graczy. Takie losowe napieprzanie w przyciski jednak szybko się kończy. Jeśli zagra się z chociaż trochę ogarniającą osobą, to ona skontruje – powiedzmy – co trzecią tego typu akcję. Na dłuższą metę taki styl po prostu nie działa.

Analizując swoich przeciwników, jeśli wcześniej wiesz z kimś się zmierzysz, w jaki sposób układasz sobie strategię na nadchodzące walki?

Na pewno można się przygotować na daną postać. Obserwując przeciwników widzimy, kim zwykle grają, więc wypada te postacie znać. Bardzo pomaga oglądanie wcześniejszych walk poszczególnych rywali, na przykład na YouTubie, choć można próbować dostosowywać swoją taktykę już w trakcie starcia. Na najwyższym poziomie zawodnicy bardzo szybko są w stanie adaptować się do swoich stylów gry – ta umiejętność jest kluczowa.

Jakimi postaciami grasz najczęściej?

Na turniejach gram praktycznie tylko Stevem. Na PGA raz tylko wziąłem Lucky Chloe w starciu z Mattem (Mateusz “Matt-JF” Wleklik – przyp. red.), bo on też gra Stevem. Nie przepadam za graniem Steve kontra Steve, a do tego stwierdziłem, że narzędzia Chloe ułatwią mi wygraną. Nie było łatwo, ale ostatecznie wygrałem z nim 2:0.

Weekend, podczas którego odbyło się PGA, był dla ciebie z pewnością bardzo wywrotowy: dołączenie do devils.one i awans do Narodowej Drużyny Esportu w przeciągu zaledwie kilku dni. Jakie emocje ci wtedy towarzyszyły?

Jeśli chodzi o dołączenie do organizacji, z początku nie nastawiałem się na nic poważnego, bo w przeszłości tego typu inicjatywy najczęściej nie wypalały – organizacje zwykle wycofywały się z bijatyk lub temat kontraktu szybko ucichał. W przypadku DV1 wszystko poszło jednak bardzo dobrze. Co do samego turnieju – miałem utrudnioną sytuację, bo znalazłem się w drabince przegranych. Szczerze mówiąc, zaraz po wygranej jeszcze do mnie to wszystko nie dotarło. Może właśnie to mi pomogło – nie miałem aż takiego parcia, a przede wszystkim zależało mi na tym, żeby znaleźć się w finale z kolegą z organizacji (Maciej „Why” Stagienko – przyp. red.). Sama świadomość, że nam się to udało, mnie uspokoiła i dużo swobodniej zagrałem w tym bardzo zaciętym finale. Wydaje mi się, że właśnie dlatego wygrałem – widziałem, że Why się bardzo stresował, co jeszcze bardziej dodało mi pewności siebie. Na turnieje zawsze jeździ ze mną moja dziewczyna i z kolei to ona bardzo się emocjonowała – bardzo przeżywa moje walki i krzyczy, gdy mi ciężko idzie.

Wygrałeś turniej na PGA, zakwalifikowałeś się do Narodowej Drużyny Esportu, polecisz na Esportowe Mistrzostwa Świata do Seulu. To będzie Twój debiut w Korei Południowej?

W 2011 roku dostałem się na World Cyber Games, które odbywały się w Pusan. Było łącznie 20 zawodników, po 5 na grupę, i niestety nie poszło mi najlepiej. Miałem 2 zwycięstwa i 2 porażki, przez co skończyłem na 3. miejscu w grupie i nie awansowałem do play-offów.

Jak widzisz swoje szanse w Seulu? Widziałeś kto zakwalifikował się z innych krajów?

Tak naprawdę to nie, czekam aż IESF odświeży swoją stronę, bo aktualnie świeci pustkami. Nie chcę szukać strzępków informacji po internecie, ale widziałem na Twitterze kilku zawodników chwalących się awansem. Mój plan minimum to dojście do TOP 8, a bardzo zadowolony byłbym z osiągnięcia podium. Jeśli wygram, to będzie duży szok, bo gracze z Europy na scenie Tekkena postrzegani są raczej jako najsłabsi. Poza tym, że chyba oszalałbym ze szczęścia, wszyscy byliby zdziwieni, że ktoś z Europy pokonał zawodników na przykład z Azji.  

W takim razie który region lub kraj jest na ten moment najmocniejszy?

To trudne pytanie, bo przez ostatnie lata przodowała Korea, tuż za nimi była Japonia, a od paru miesięcy najlepiej prezentują się zawodnicy z Pakistanu. Wygrywają ostatnio wszystkie turnieje. Najwyższy poziom sceny ma chyba Japonia – mają wielu graczy, którzy mogą zagrozić tak naprawdę wszystkim.  

A jak to wygląda w Europie – są rozgrywki, w których ty i inni czołowi zawodnicy z Polski bierzecie udział?

Tak, ale ostatnio za bardzo mi nie szło. Lepiej radziłem sobie na turniejach w poprzednie wersje Tekkena, a teraz trochę wyszedłem z wprawy. Niedawno byłem na zawodach w Grecji, gdzie odpadłem trochę przez niefart, a trochę przez mało czasu na zaznajomienie się z nowym Tekken 7. Zawodnicy z polskiej sceny nie odnoszą ostatnio sukcesów – może to kwestia tego, że nieczęsto jeździmy na zagraniczne turnieje, więc siłą rzeczy nie mamy wielu podejść.

A czy grając na wysokim poziomie w Tekkena, jest się z automatu być bardzo dobrym także w inne bijatyki, na przykład wspomnianego Street Fightera czy Mortal Kombat?

Aktualnie wychodzi na to, że jestem najlepszy w Polsce w Tekkena, bo wygrałem 2 ostatnie turnieje, podobnie jak krajowe mistrzostwa w Injustice, Injustice 2, Mortal Kombat 10 i 11. Myślę więc, że da się być mocnym nie tylko w jeden tytuł! Szczególnie, że na przykład Mortal, jak na bijatykę, jest raczej prostą grą, na pewno o wiele łatwiejszą niż Street Fighter. Jest kilku graczy, których widuje się na większych turniejach w różne wymienione gry, ale i tak królem bijatyk jest u nas Tekken.

Jest szansa na utrzymanie się z bycia profesjonalnym zawodnikiem w Tekken 7? Jak to wygląda z twoim przypadku?

Na pewno nie jest to zajęcie na pełen etat, ale mam wrażenie, że z bijatyk nie da się wyżyć praktycznie w nigdzie na świecie, nawet w Korei czy Japonii. Chyba tylko trenerzy z tych dwóch krajów mają szansę na stały zarobek, bo z tego co wiem są tam zatrudnieni na kontraktach. Aktualnie studiuję zaocznie i mam pracę dorywczą w branży IT. Nie planuję się poświęcać się tylko Tekkenowi, bo myślę, że utrzymanie się z bijatyk jest niemożliwe, szczególnie w Polsce.

Z tym związany jest też wspomniany brak zainteresowania bijatykami pośród topowych organizacji?

Tak, wydaje mi się, że na ten moment wraz z Why’em jako jedyni w kraju mamy za sobą profesjonalne zaplecze. Devils.one to organizacja z prawdziwego zdarzenia i mam nadzieję, że inne pójdą w jej ślady. Mamy w Polsce wielu utalentowanych graczy, którzy mogliby być bardzo dobrzy po zebraniu doświadczenia na turniejach za granicą. Bez wsparcia organizacji trudno jednak o regularne występy na tego typu imprezach, a gra wyłącznie na polskim podwórku nie daje aż takiej możliwości szybkiego rozwoju.